PANIKA NA BEZPIECZNYM POZIOMIE
Ostatnimi czasy nie da się wręcz nie zauważyć, jak media bombardują nas milionami informacji, wiadomości, często o charakterze iście katastroficznym. Cały czas podawane nam są dane o wzrastającej ilości zachorowań, zgonów, czy ogólnie pojętej ludzkiej tragedii. To wszystko przeplatane jest krytyką nowego systemu nauczania i zwykłego ludzkiego strachu i niepewności o jutro. Naprawdę ciężko w tym wszystkim nie oszaleć!
Używając mocnego uogólnienia, myślę, że bez większego błędu przy tym, można powiedzieć, że żyjemy w momencie globalnej paniki spowodowanej nowym, nieznanym zagrożeniem. Samo jednak zjawisko paniki, idąc tropem jednego z klasyków socjologii, jest czymś zewnętrznym, niezależnym od nas, a tylko podsycanym ewentualnie przez
media. Obrazowo przyjmując, emocja ta jest niczym prąd, wiatr, który owiewa nas wszystkich niezależnie czy nam się to podoba, czy nie. Doprowadza on do różnego rodzaju zachowań zbiorowych, które w odosobnieniu mogłyby każdemu z nas wydać się czasami wręcz absurdalne! Spójrzmy na przykład na często komentowane m.in. w memach wykopywanie papieru toaletowego, czy innych produktów zarówno czystości jak i spożywczych. Przecież żadne z nas, bez społecznej paniki, nie wpadłoby na pomysł kupienia kilku kilogramów mąki, ryżu i ogromu papieru toaletowego! Warto jednak zauważyć, że strach przed pustkami w sklepie staje się wyjątkowo realny w momencie, kiedy pojawia się takie szaleństwo. Nie zamierzam oczywiście krytykować takiego stanu rzeczy (przyznam się, że sama w pierwszych dniach po zamknięciu uczelni pojechałam po dwa opakowania wspomnianego papieru, wiedząc, że mieszkam z czwórką współlokatorów), jednak chciałam zwrócić uwagę na jego charakter. Można powiedzieć, że wręcz musimy się temu zjawisku poddać, czy tego chcemy, czy nie. Brzmi trochę przerażająco, jednak…
Czytałam bodajże kilkanaście dni temu, wypowiedź jednego z profesorów (nazwisko uleciało mi z pamięci, więc odsyłam do samodzielnego poszukiwania